Bifurcation…

Od kilkunastu dni (a może i tygodni?) zmagam się z ciężkimi myślami. Ciężkość moich myśli bierze się z niemożności wyjaśnienia samej sobie zawiłości tzw. życiowych spraw. Czuję, że najlepiej opisującym terminem stanu, w jakim się znajduję już od dłuższego czasu, jest bifurcation of consciousness, termin stworzony przez Dorothy Smith.

Bifurcation of consciousness, czyli rozwidlenie świadomości… Smith używa tego określania w odniesieniu do separacji / rozłamu / pęknięcia pomiędzy światem, jakiego rzeczywiście doświadczamy i dominującego poglądu (o tym świecie), do którego musimy się dostosować (np. męski punkt widzenia). Smith opisała na czym polega bifurcation of consciousness odwołując się do własnego doświadczenia; doświadczenia kobiety i samotnej matki (z jednej strony) oraz nauczycielki akademickiej i socjolożki (z drugiej). Te dwa doświadczenia to dwa różne światy – pierwszy to świat życia codziennego, w którym siedliskiem tożsamości jest ciało, drugi z kolei to świat nauki, książek i teorii, w którym siedliskiem tożsamości jest umysł. W świecie nauki, szczególnie tym sprzed wielu lat, w którym funkcjonowała Smith, nie było miejsca na ucieleśnioną wiedzę. Kobieta, aby zaistnieć w świecie nauki musiała niejako pozbyć się ciała i swej cielesności; zapomnieć o sobie i myśleć w języku, który był jej narzucony. Świat kobiety i świat akademii przez wieki krążyły na różnych orbitach.

Przez kilka lat, po napisaniu doktoratu, zajmowałam się analizą zjawisk współczesnej kultury. Ciężko mi szło pisanie. Nie umiałam odnaleźć się w języku naukowym. Dopiero jakiś czas później, mniej więcej około roku 2010, zrozumiałam, gdzie tkwił problem. Otóż, problem polegał na tym, że czułam się ograniczona w języku. Chciałam pisać własnym głosem, ale zamiast tego, milczałam. Odmawiałam sobie prawa do mówienia tego, o czym chciałam (o)powiedzieć. Szukałam „zastępczych” tematów, naśladowałam obcy sobie język, uczyłam się od innych, uważnie studiując ich słowa, refleksje i biografie — wszystko po to, by zdobyć potwierdzenie, że to, co robię spełnia kryteria „naukowości”. Nie zastanawiałam się przy tym, czy w ogóle możliwa jest nauka istniejąca niezależnie od poznającego podmiotu. Nie na własnym doświadczeniu, a na wiedzy przejętej od innych, na cudzych metodach i cudzych błędach budowałam swoją naukową biografię. A przecież pisać powinno się „po swojemu”, to znaczy pisać nie zapominając o tym, kim się jest.

Dzisiaj — a spora w tym rola przeczytanych lektur (Smith!) — mam już na tyle dużo odwagi, by przyznać, iż nie byłam dla samej siebie wystarczająco przekonywająca w tym, co robiłam; nie realizowałam potencjału, który posiadam, to znaczy, nie korzystałam z potencjału, jakim jest moje autobiograficzne doświadczenie. Składa się na nie przede wszystkim doświadczenie bycia kobietą; kobietą na uniwersytecie, pedagożką, feministką. Doświadczenia te są istotne, ponieważ stanowią o moim poczuciu tożsamości. Dlatego piszę w pierwszej osobie. To mój sposób samopotwierdzenia.

Informacje o an_ost

Jestem badaczką biografii kobiet. Jestem feministką. Jestem pedagożką. Fascynują mnie dzienniki kobiece. Żyję z... czytania. Próbuję pisać. Na co dzień... uczę (się).
Ten wpis został opublikowany w kategorii AKADEMIA i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz